top of page

Recenzja filmu: Assassins Creed

  • AngeIV
  • 10 mar 2017
  • 3 minut(y) czytania

Witajcie w kolejnej recenzji! tym razem będzie krótko i konkretnie.


Film jest turbo-gniotem. Nie wiem od czego zacząć. Od słabo dobranej obsady aktorskiej? A może od kompletnego braku fabuły i jakiegokolwiek sensu w niej?



Historia zaczyna kiedy młody bohater (który był tak beznadziejnie nudny, że nie pamiętam już jego imienia) jest świadkiem, jak jego ojciec zabija jego matkę. Przebrany w średniowieczny płaszcz. Musiał się przy tym czuć jak kompletny idiota – pod tymi warstwami szmat, w środku lata na pustyni. Nasz bohater ucieka, gdy przybywają „ci źli”, czyli templariusze. Dorasta, ląduje w więzieniu w celi śmierci, umiera, ale nie naprawdę! Co za twist!

Budzi się w ukrytym laboratorium do badań nad najniebezpieczniejszymi ludźmi świata. Laboratorium ma budżet… hy hyhy… 3 Trylionów dolarów rocznie! Ale broni go około 100 ochroniarzy, bez odpowiedniego przeszkolenia ani umiejętności – uzbrojonych w pałki i łącznie 3 kusze. Nie żartuję. Do pilnowania 100 morderców dali 100 strażników z pałkami. Ci mordercy mogą chodzić swobodnie po całym ośrodku i robić co chcą. Kafeteria ośrodka – pierwsza klasa. Nic dziwnego, że nie próbowali uciekać. Nikt nie blokuje ekranów komputerowych, nikt nie zamyka drzwi. Pełna sielanka!

Nasz bohater odtwarza z DNA wspomnienia (facepalm, ale ok takie są założenia tego świata i oprawy) swoich przodków, by odkryć położenie starożytnego artefaktu – zawierającego DNA wolnej woli. „Ci źli” chcą odebrać wolną wolę ludziom i kontrolować świat. Nudziarze. Nasz bohater im pomaga… PONIEWAŻ TAK! Była nawet scena jak spotyka swojego żywego ojca, tłumaczącego mu, że zabił mu mamę, bo tak było lepiej… mogłaby przecież wysypać tajemnicę tego artefaktu. Siebie stary cap oczywiście nie zabił, tylko chodził na stołówkę i wpierdalał te kotlety templariuszy przez 30 lat! Hipokryta!

Nasz bohater to jednak konfident i zdradza położenie artefaktu. Zły doktorek i jego dobra ładna córka (która oczywiście że nie wiedziała o złych planach tatusia, wszystkie ładne panny tak mają) uciekają. W tej placówce za 3 tryliony gazylionów kosmicznych dolarów oczywiście assassini zabijają wszystkich i uciekają. Lokalizują (bóg jeden wie jak) tajne zgromadzenie tajnego bractwa zła (templariuszy) i w scenie pozbawionej gustu i talentu monterskiego zabijają złego profesorka. Tylko jego. By dało się dokręcić kolejne części filmu. Córka profesorka poprzysięga zemstę, mimo że nie lubiła tego podłego, zakłamanego rodzyna i poprzysięga zemstę na głównym bohaterze. Co było dziwne, bo 5 minut wcześniej widziała go i nie powstrzymała. Zrobił swoje a potem foch. No ale musi być pretekst by recyclingować tych samych aktorów do kolejnej części.

Film przesycony DEBILNYMI scenami by zrobić referencje do możliwie największej liczby części gier! Tak więc choć przez kilka sekund musiały pokazać się retrospekcje z różnych nic nie wnoszących do historii lokacji.

Ciągle sceny otwierał jakiś samobójczy upośledzony orzeł latający nad najbardziej niebezpiecznymi miejscami dla niego, niebezpiecznie nisko (myślałem, że był czyimś tresowanym orłem ale nie, random orzeł. Jak już kupili model 3d to muszą go wykorzystać kilka razy!).

Scena walki w pokoju 3 vs 50 gdzie w gablotach z niepancernego szkła trzymano ulubione bronie assassynów, obok assassynów – tak by mogli każdą wykorzystać chociaż raz w jednej scenie. I tylko jednej scenie,


która i tak była nudna jak cały film. Pomijam, że do pokoju assassyni dostali się dzięki komputerowi otwierającemu drzwi a strażnicy dzięki łomom, bo byli za głupi na komputer. Jak kitowcy z power rangers. :/

Kompletne dno - jeśli chodzi o sceny walki. Od tej ilości piruetów i obrotów każdemu by zakręciło się w głowie. Fatalny montaż scen z ciągle machającą się kamerą, by dodać polotu i dynamiki tam, gdzie ich nie było.

Templariusze comonersi na jednego hita wynurzali się nawet z kanałów, spadali z dachów na bohaterów – tylko po to tylko, żeby umrzeć w 3 sekundowej migawce od czegokolwiek. A umierali od oderzenia doniczką, dźgnięciem strzałą łuku w stopę, itd. Żenada. Wyglądało, jakby programista słabej gry zapomniał ukryć spawn point, by gracz nie widział, jak przeciwnicy pojawiają się znikąd.

Nie wiem czy coś ten film ratuje… czy miał jakieś dobre strony. Fabuła leciała powoli i jest nudna. „Przeszłość” w słabej jakości grafice komputerowej cała przykryta kurzem i efektami cząsteczkowymi. W życiu nie widziałem tak słabo zrobionego nieba i oświetlenia w scenach filmowych. Żaden dialog, ani żadna postać drugoplanowa tego nie ratuje.

Klasyczny skok na kasę od Ubisoft. 1/10

Comments


Recent Posts
Archive
bottom of page