Recenzja: Król Lew
- AngeIV
- 29 lip 2019
- 3 minut(y) czytania
Recenzja "Król Lew" (2019)
Od dawien dawna nie wypełzłem z mojej jamy by siać hejt i spustoszenie w siedmiu królestwach. Nie było na to miejsca – wszyscy nienawidzą "Grę o tron", "Shazam" był słaby, gwiezdne wojny w nowej reżyserii i obsadzie są światowym pośmiewiskiem tracącym setki milionów dolarów zamiast zarabiać miliardy dla Myszki Miki.
Niemniej pojawił się nowy/stary film, który budzi mieszane uczucia. Mowa tu o ponownej ekranizacji króla lwa. Komu i na co była potrzebna? Nie chcę być cyniczny, ale cały film wygląda jak kretyńsko szybko zmontowana przejażdżka rollercoasterem nostalgii. Tylko przejażdżka dokąd? I czy na trzeźwo?
No niesty zmierza prosto do śmietnika moi drodzy!
To co jest piękne to fakt, że mogę od początku spoilować i powoływać się na konkretne sceny z filmu i KAŻDY wie o której scenie mówię. A więc w punktach – jak spierdolono króla lwa:
1. CGI ssie!
Animowane lwy musiały być animowane ręcznie i po ciemku. Oczywiste jod początku było, że nie zapną tresowanych lwów w mostium z czujnikami do motion capture i nagrają tak cały film. Jednak przez to całość jest konfudująco nierealistyczna. Ruchy postaci, interakcje z otoczeniem i co najgorsze - mimika.
2. Nowe wykonanie starych piosenek.
Fatalne. Plus realistyczne zwierzęta nie zbudują piramidy podczas sekwencji „cant wait to be king” 2/10. Warto tu wspomnieć, że ze starych aktorów jedyny który "grał" w oryginale Króla Lwa – to Mufasa w wykonaniu James’a Earl Jones’a. Reszta wymieniona... No i Beyonce jako Nela – co to za pomysł?! Ją zbesztamy później.
3. Nie płakałem po Mufasie!
Komputerowo wygenerowane, realisteczne zwierzęta nie mają formy wyrazu jak animowane. Mimika jest mocno ograniczona, przez co nie mogłem się skupić na smutku Simby, gdy się turlał ze swoim nieowłosionym pękatym lwim brzuszkiem. Plus wszelkie próby „płaczu” były raczej żenujące.
Ciężej jest oddać powagę sytuacji światłem, zbliżającym się zachodem, tonem sceny.
„Long live the king…” – też słabo to wygląda w wykonaniu CGI mapetów.
NIKT nie płakał po Mufasie na tej wersji! NIKT!
4. Silna kobieta!
Wśród hien przywódczynią jest oczywiście kobieta – Shenzi. Dostała nagle dużo poważniejszą rolę do odegrania, ponieważ… POWODY! Czy to coś wnosi do fabuły? Nie. Czy ma znaczenie, w którymkolwiek momencie filmu? Nie.
5. Can you feal the fail tonight?
Beyonce śpiewająca can you feal the love tonight - brzmiało jak wielokrotne interpretacje hymnu narodowego przez aspirujących artystów, którzy nadużywają substancji psychotropowych.
https://www.youtube.com/watch?v=T7cV3Zt-0YA
Pominę fakt, że w oryginale znów gra światłami i wieczorną porą była perfekcyjna do słów piosenki, natomiast w nowej ekranizacji całość dzieje się w środku dnia. ZERO… FUCKS… GIVEN. :/
6. Shit rolls downhill.
2-3 minuty turlającego się kawałka gówna, w którym ugrzązł kawałek grzywy Simby. Po wielu perypetiach mrówka żyjąca w drzewie Rafikiego przynosi mu ten kłaczek, wciąż wyraźnie zlepiony kawałkiem gówna. Brakowało, by małpa wzięła go do ust zanim krzyknie „Simba!”.
7. Pamiętaj!
Fajnie że ustaliliśmy lwią wiarę w to, że w gwiazdach żyją byli królowie krainy. Okazuje się, że jednak w chmurach burzowych - nawet nie w kształcie lwa.
8. I znów silne kobiety…
W finałowej walce cała scena poświęcona pojedynkowi Nali i Shenzi. Czy potrzebna? Czy skończyła się jakimś ostatecznym pokonaniem złej hieny? Nie… pogadały sobie… powalczyły. Shenzi spada w ogień. W następnej scenie gada i nic jej nie jest. Luz. Silne kobiety musiały bez pomocy mężczyzn rozstrzygnąć swoje spory (które nijak fabularnie nie są nakreślone).
Ogólnie co zapamiętałem z filmu to to: że pawiany to matoły, nie słuchaj starszych i nigdy nie spotkają cię konsekwencje, toczący się kawałek gówna, oraz że prawdziwym głównym bohaterem tej historii była Beyonce ponieważ jest najpopularniejszą postacią z całej obsady. Chociaż jej nie widać. Oszczędźcie sobie i swoim dzieciom tej żenady, jeśli chcecie zapoznać nową generację z archetypiczną historią o dojrzewaniu polecam oryginał w wersji rysunkowej. Disney powinien dostać bardzo mocno po czterech literach to może się czegoś nauczy, zamiast kręcić od nowa wszystkie kreskówki z ostatnich trzydziestu lat. Żerowanie na nostalgii jest mega słabe i przekaz pownien być jasny - zero fucks given.
3/10
Kommentare