Jak z biedy zrobić sport?
- Gościnne Występy
- 16 kwi 2017
- 2 minut(y) czytania
Postanowiłam z biedy zrobić sport. Jestem w takim punkcie, że trochę nie mam innego pomysłu jak to przetrwać i nie oszaleć.

A teraz bilans otwarcia:
O nas.
Parę lat temu rzuciliśmy pracę w korpo i uciekliśmy z Wielkiego Miasta. Zbudowaliśmy dom na kawałku ziemi otrzymanym od rodziny, założyliśmy własną firmę. Zachłystywaliśmy się ekologią i zdrową żywnością, nauczyliśmy się jeździć konno, kupiliśmy kury. Potem przyszedł kryzys i zagryzł firmę a urząd skarbowy do dziś baluje na jej ścierwie. Ale to historia na osobną opowieść – krótko mówiąc – nie wyszło.
Plusy dodatnie.
Mamy duży i nowy dom w którym raczej nic się szybko nie rozpadnie. Przed kominkiem nawet gruz lepiej smakuje. Wykańczając dom poszliśmy na wiele bolesnych kompromisów z marzeniami i dzięki temu nie mamy żadnych kredytów. Chwała Bogu za ten przejaw rozsądku. Posiadamy jakiś zwierzyniec dostarczający nam rozrywki i pożywienia – makabrycznie to brzmi ale zwierzęta w ramach tego ćwiczenia trzeba traktować jako zasób. Zasobem jest również czas. Niesamowicie jest móc się wyspać i samemu decydować jak spędzimy dzień. Po latach zasuwania po kilkanaście godzin na etacie jest to dla nas źródłem nieustającej radości. Dodatkowo po przeprowadzce na wieś mało chorujemy i zniknęła moja astma. Nawet po kolana w jesiennym błocie mruczymy pod nosem: i tak lepiej niż w biurze…
Plusy ujemne.
Nasz dom na tysiąc metrów sześciennych które trzeba ogrzać. Zmorą jest dymiący i niezwykle żarłoczny piec. Ma też rynny które trzeba czyścić i szambo które trzeba wywieźć. Nasze zwierzątka nic tylko by żarły a żarcie trzeba po części kupić. Efektem tego żarcia są duże ilości końcowego produktu przewodu pokarmowego, który to produkt trzeba jakoś przeszuflować i zutylizować. Nic fajnego. Mieszkając na wsi człowiek odkrywa kolejny żywioł – błoto. Każdej jesieni nasze podwórko zamienia się w bagno wysychające w okolicy kwietnia. Po kwietniu staje się piaszczystą pustynią. Nawet jeśli do jesieni urośnie jakaś trawa to sobie spokojnie do wiosny wygnije. Generalnie mikroklimat popada w skrajności – jak jednego roku wszystko wyschnie to drugiego dla odmiany utonie. Latem upały nie pozwalające spać po nocach a zimą minus trzydzieści. Nie bardzo możemy dom zostawić bez nas, bo mieszkamy z moją chorą mamą, która nie może zostać sama.
Zagrajmy w biedę. Gracz na każdą rundę może rozdysponować 150 punktów. Gracz przegrywa jeśli przed upływem rundy (trwającej tydzień) nie ma czym nakarmić rodziny, zabraknie podstawowych artykułów (papier toaletowy, mydło itp.) lub może przegrać w dowolnym momencie kiedy inni uczestnicy gry (członkowie rodziny) zorientują się, że grają w biedę. Posłanie dziecka na głodniaka do szkoły powoduje natychmiastową dyskwalifikację. Tak samo skutkuje głodzenie zwierząt domowych. Gracz może udawać, że nie ma apetytu lub jest na diecie – o ile jest przekonujący. Gracz po zakończeniu rundy może przenieść zaoszczędzone punkty do dalszej gry. Gracz może dowolnie korzystać z posiadanych zasobów. Z tego powodu z każdą rundą gra staje się trudniejsza – każdy zasób kiedyś się kończy .Generalnie gry nie da się wygrać, można w niej tylko przetrwać jak najdłużej.
Ludzie miewają gorzej i żyją, prawda? My też żyjemy i cieszymy się tym co mamy. Tylko gotówki nie ma. Dlatego z biedy (mam nadzieję chwilowej) trzeba zrobić sport. Happy Hunger Games!
ciąg dalszy następi...
Comentarios